W piątek, 26 lipca 2019 roku (długo będę pamiętała ta datę), uczestniczyłam w pokojowej manifestacji zorganizowanej w Zgorzelcu, której uczestnicy chcieli zaprotestować przeciwko przemocy, dyskryminacji i homofobicznym zachowaniom. Miejsce spotkania otoczone kordonem policji już wskazywało, że jest to demonstracja podwyższonego ryzyka. I nie mówię o zagrożeniu ze strony ławeczki: 4 osoby w wieku 50+ z napisem definiującym rodzinę, pani w koszulce z nienarodzonym dzieckiem i panowie z hasłami ...cała Polska z Was się śmieje. Tak więc cały przekrój poglądów, ale okazało się, że to nie cały repertuar ławeczki. Wyzwiska i epitety jakie zostały skierowane w stronę koleżanki i moją świadczyły, że na pewno jesteśmy ten gorszy sort. Zostałyśmy, jak i reszta uczestników, zwymyślane i upokorzone bez najmniejszej obrony „stróżów prawa”
Mieli zdecydowanie ważniejsze zadanie, niż reakcja na bądź co bądź codzienne słownictwo „prawdziwych Polaków-patriotów”. Po drugiej stronie ulicy była dobrze zorganizowana grupa młodych ludzi, którzy osłonięci transparentami (ale bez noży i pałek jak zastrzegali na Facebooku) budziła strach i obawę, czy sytuacja nie wymknie się spod kontroli. I to już nie był przekaz gdzieś z Polski! Ta agresja, demonstrowanie siły, zastraszanie, wulgaryzmy i słowne poniżanie mieliśmy w piątek, 26 lipca, w Zgorzelcu.
Czy mamy się teraz bać, że ktoś nas „ukarze” jak w przypadku pobitego dziennikarza z Wrocławia? Z jednej strony młodzi ludzie, którzy z racji swoich poglądów szybko znajdują poparcie i często stają ponad prawem, z drugiej „grupa religijna”, która dla własnych korzyści interpretuje wartości chrześcijańskie.
Zaczęłam od spotkania z autorem książki o Wisławie Szymborskiej i zakończę słowami samej Szymborskiej: „Wydaje mi się, że w jakichś kiedyś zamierzchłych czasach nienawiść była może i potrzebna, genetycznie uwarunkowana. Może pomagała wtedy w walce o elementarne przetrwanie ludzkości, której nawet ludzkością nie można było jeszcze nazwać. Niestety ten gen nienawiści -przepraszam, że się tak nie naukowo wyrażam - ten gen nienawiści w jakiś sposób przetrwał. Sprawia on, że do dzisiaj na każdą inność reagujemy w pierwszym momencie źle, w pierwszym momencie podejrzliwie i wrogo, nie staramy się wniknąć w rację tego drugiego, innego.
Myślę, że trzeba traktować nienawiść jako uczucie archaiczne, już anachroniczne. Rozumiem, że czasem można i należy wpadać w gniew, bo pozwala walczyć o coś. Ale nienawiść to co innego, niż gniew. I myślę, że jest to uczucie, które nas ciągnie do tyłu, nigdy do przodu.”